15 sie 2016

Znajomi znad morza

Chcę Wam opowiedzieć o dwóch rzeczach, które zrobiły na mnie ostatnio wrażenie.
Dziś o fotografii i przedobrej sztuce!

Ciągle powtarzałam, że muszę sobie kupić aparat analogowy. No i kupiłam! Odebraniu pierwszej wywołanej rolki towarzyszyły emocje porównywalne z oczekiwaniem na przyjście św. Mikołaja. Oczywiście kompletnie nie wiem jeszcze, co robię, bo żaden ze mnie fotograf i na razie wszystko odbywa się metodą prób i błędów. Zdjęcia wychodzą i nie wychodzą, ale wszystkie są magiczne. Brakowało mi czegoś nowego i tak się cieszę, że to znalazłam.

Od dwóch tygodni noszę aparat praktycznie wszędzie (Olympus mju II, gdyby kogoś to interesowało). Był więc ze mną, gdy całkiem przypadkowo odkryłam jedną z najlepszych galerii polskiej sztuki współczesnej, w jakiej byłam.

Łatwiej zwabić mnie neonem niż cukierkami.

Nie planowałam na tamten wieczór sztuki. Chciałam zjeść falafela i kupić sobie dywanik w Tigerze (od którego jestem beznadziejnie uzależniona, ale cicho sza). Jednak w trakcie przemieszczania się z punktu do punktu na horyzoncie pojawił się tajemniczy neon, a pod nim plaża i leżaki.Trzeba było zboczyć z trasy.

Nazwanie tego odkryciem to może za dużo powiedziane, bo kamienica stoi na wrocławskim Rynku, numer 25. Natomiast haczyk jest taki, że Znajomi znad morza - czyli artyści z Trójmiasta - przyjechali do Wro w ramach ESK tylko na tydzień. Co więcej, to był mój ostatni wieczór w mieście przed ostateczną przeprowadzką do Krakowa. I że akurat tam musiały mnie ponieść nogi! Kocham takie zbiegi okoliczności.

Była ze mną mama, która pamiętała kamienicę z czasów, gdy urzędowała w niej Moda Polska (1, 2). Teraz wnętrza zostały całkowicie przearanżowane. Na pięciu piętrach znalazły się: obrazy, instalacje, kino, scena muzyczna, kawiarnia, bar i księgarnia. Całkiem niezłe zagospodarowanie przestrzeni.

Ktoś czuwał nad zamawiającymi kawkę. Speszyłam się i poszłam co Maka.

Jako, że inicjatywa nosiła nazwę Koalicja Miast, prace artystów krążyły m.in. wokół przestrzeni (trój)miejskiej. Pokazywały, jak można by podejść do projektowania miast tak, żeby te jak najlepiej służyły ich mieszkańcom. W Polsce najważniejsze jest sprzedanie deweloperowi czego się da. On potem wybuduje setną galerię handlową albo tyle bloków, ile tylko dopuszcza prawo. Rzadko myśli się o późniejszych użytkownikach takich przestrzeni, o ich potrzebach, komforcie i doznaniach estetycznych. We Wrocławiu można się wręcz potykać o kolejne centra handlowe, w każdym oczywiście ten sam zestaw sklepów. Takich "klimatycznych" osiedli bez ławek i z pasem zieleni, na którym i tak parkują samochody, bo szkoda było miejsca na wystarczająco duży parking, też jest całkiem sporo.

Zawsze mieszkałam daleko od morza i jest ono dla mnie czymś egzotyczny, więc lubię patrzeć, jak podchodzą do niego ci, którzy mogą codziennie karmić oczy takim widokiem. Ta fotografia szczególnie wpadła mi w oko (zapomniałam zapisać autora). Na wystawie pierwszy raz zetknęłam się z instalacją dźwiękową. Marcin Dymiter sprawił, że w piwnicy w samym centrum Wrocławia można było posłuchać wzburzonych fal Bałtyku.

Nie zabrakło miejsca na refleksję nad najnowszymi wydarzeniami. Morze kojarzy się dziś nie tylko z wakacjami, ale też z dramatycznymi przeprawami uchodźców. Emigracja dotyczy również nas – niezadowolonych z sytuacji w kraju Polaków. Wyjeżdżają już nie tylko ci, którzy chcą na szybko dorobić, ale także artyści, którzy nie widzą dla siebie przyszłości. Julita Wójcik (btw autorka tęczy na placu Zbawiciela) zwróciła uwagę na beznadziejne warunki, w jakich muszą pracować artyści, czyli brak umów, ubezpieczeń, kiepskie zarobki. Swoją sztuką najczęściej mogą zająć się dopiero po godzinach spędzonych w "normalnej" pracy. Przywołując Gombrowicza, który wyemigrował w '39 roku, Julita nakręciła film Transatlantyk, w którym całe to poczucie niestabilności zobrazowała po prostu dryfując na tratwie z walizek.

Pojawił się także wątek wyrastających jak grzyby po deszczu nacjonalistycznych bojówek w patriotycznych koszulkach. Utkwił mi w pamięci neon „Nigdy nie będziesz Polakiem!” Huberta Czerepoka. Zamknięcie całej wielowymiarowości faszyzujących ugrupowań w krótkim haśle z wpisaną w nie kotwicą Polski Walczącej – proste i celne. 

Tu miała być mina z serii zamyślona, wchłaniam sztukę, ale wyszedł smutny klops przysiadł na kaloryferze

Gdybym mogła, wróciłabym tam raz jeszcze. Wyszłam taka oczyszczona i naładowana energią twórczą!

Ode mnie to by było na tyle, bo literek i tak wyszło znów dużo za dużo. Za to zdjęć nie ma zbyt wiele, a to dlatego, że analogami nie da się pstrykać na lewo i prawo (wywoływanie filmu takie drogie :c). Na szczęście od tego ma się znajomych, żeby pomagali w trudnych chwilach. Wieczorne światło i brak lustrzanki były taką właśnie chwilą, więc dziękuję Znajomym za udostępnienie kilku zdjęć z przygotowań i przebiegu wydarzenia. Dzięki nim łatwiej Wam będzie poczuć klimat tamtego niezwykłego miejsca. 

fot. Michał Szymończyk / IKM
Trzymajcie się (i trzymajcie mnie)

7 komentarzy:

  1. Zdjęcia oczywiście piękne. Ja natomiast nie potrafię przeboleć tego, że mnie tam nie było. Jakim cudem nie dowiedziałam się o tym wydarzeniu!??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też nie wiem, czemu nie było o nim aż tak głośno. Albo było, ale po prostu my miałyśmy pecha. Morał jest taki, że czasem warto kupować o 20:00 dywany :D

      Usuń
  2. Fajny wpis :) co to za buty ktore masz założone na zdjeciu ? :) Nosisz je bez skarpetek ? :) nie obcieraja Cie ? :)
    Pozdrawiam
    Kamila

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/736x/5d/1a/d9/5d1ad9a8145aaae1c299c8ca11eace5b.jpg - to są Vagabondy Aurora, ja mam model bez blaszek. Zakładam do nich skarpetki wycięte jak balerinki, ale zdarza mi się nosić je też na gołą stopę, bo są przewygodne. Odkąd je rozbiłam po pierwszych noszeniach, nigdy mnie nie obtarły. Biorę je na wszystkie wyjazdy, na których muszę chodzić po mieście cały dzień. Bez tych butów moja szafa by nie istniała :)

      Usuń
  3. : ( Szkoda, że ja tak daleko. Bo zdjęcia bardzo zachęcające, a opis to już w ogóle! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Też ostatnio wywołałam film z analoga, ale u mnie wypstrykanie trwało półtora roku, jakoś zawsze ciężko mi było się zdecydować, żeby brać go ze sobą :)
    Niestety teraz już nie mieszkam we Wrocławiu i Znajomi znad morza mnie ominęli, ale mam plan w końcu wybrać się na tę wystawę o modzie w PRL, zanim ją zamkną ;)

    OdpowiedzUsuń

7 komentarzy