17 lip 2016

Bajka o sukcesie

z cyklu: a u t o t e r a p i a


Dziesiątki osób osiągają na naszych oczach sukces. Ale nas są tysiące. Szara masa rozsyłająca CV albo nie. Studiująca albo nie. Marząca o pinterestowym mieszkanku z białymi ścianami, skrzypiącą podłogą i balkonem. Albo nie. 

O ile nie chcesz zostać lekarzem, nauczycielem, policjantem czy czymś takim to masz, przepraszam za wyrażenie, przejebane. Bo w tym cyfroświecie bez granic możesz wszystko, czyli z grubsza nic. Każdy jest zaproszony. Nie ma zasad, nie ma szkół. 

Apetyt rośnie, gdy oglądasz cudze życia w kwadratach. I wtedy wcale nie chcesz pamiętać o tym, że to wycinek, kreacja, że przecież tu ewidentne ktoś coś rozjaśnił i podkręcił nasycenie. Ta kombinacja filtrów pachnie sukcesem, lajkami. Chcesz ją powtórzyć. Dokładnie. Tak. Samo.

Chyba w gimnazjum zaczęłam się na poważnie zastanawiać, czego ja właściwie chcę. Ile to już lat... Osiem? Su-kces. Sukcesss. Co powinnam zrobić, żeby go zwabić? Przecież każdy chce osiągnąć sukces. Wtedy byłam święcie przekonana, że do teraz to już sobie wszystko poukładam na tip-top i będzie super. Od tamtego czasu obudziłam i poszłam spać ponad dwa tysiące razy. I dziś jadę pociągiem w fotelu zwróconym tyłem do kierunku jazdy, czego szczerze nienawidzę, patrzę na wyskakujące zza moich pleców lasy i zadaję sobie to pytanie. Dokładnie. To. Samo.

Staram się skupić do wewnątrz dosłownie całą energię, jaką jestem w stanie z siebie wykrzesać. Żeby to wnętrze w końcu przemówiło i mnie oświeciło. Bo ja tu już wkraczam do sektora kobiet starzejących się, z myślą o których troskliwe koncerny opracowują coraz to nowsze formuły przeciwzmarszczkowe. No kto to widział, kupować krem anti-age i dalej nie wiedzieć co i jak z tym spełnieniem w życiu. 
 

Czuję głód, który czasem znika, gdy przerażona zakopuję się pod kołdrą i obiecuję sobie, że to był ostatni raz, gdy się otworzyłam. Ale po chwili znów rośnie. Chcę tego czegoś, tylko nie mam pojęcia czego dokładnie i jak to zdobyć.   

Wszyscy kołczingujący kołcze tego świata rwą włosy czytając takie teksty. Chaos, chaos, chaos. Ogarnij się, weź karton, wypisz cele, zacznij je spełniać JUŻ DZIŚ. Wow, ale super, wow. Ale ja wam nie ufam, piękni uśmiechnięci. Nie wierzę w to, że tak kochacie każdą sekundę swojego życia. Że potraficie wyciągać lekcje z byle gówna, zaczytywać się w poradnikach kupionych w Empiku na dziale lajfstajl i systematycznie przekuwać uzależnienia w dobre nawyki. Nie mieści mi się to w głowie, przepraszam.

Czyli, że u mnie bez zmian. Żadnego planu, pomysłu ani nawet sprecyzowanych marzeń. Piszę to, bo widzę i słyszę, ze wokół mnie jest mnóstwo podobnych zombie. Ruszamy się trochę wolniej, mówimy trochę bez sensu. Trwamy w oczekiwaniu na długo i szczęśliwie


*    *    *

epilog

Ale wiecie co? Czasem budzę się i mam wrażenie, że wczoraj i przedwczoraj to przecież nie byłam ja. Strach i napięcie gdzieś się rozpływają. Uśmiecham się. Ni stąd, ni zowąd maluteńki element tej wielkiej układanki tożsamości nareszcie trafia na swoje miejsce i czuję, że jestem o krok bliżej zdobycia świata. Fakt, te dni zdarzają się rzadko.

Ale jednak się zdarzają.


P.S. Ahh, dziękuję bardzobardzobardzo za odzew po tym wpisie, wzruszyły mnie Wasze wiadomości.

P.S.2 Tak jeszcze w temacie sukcesu i "Sentymentalnej landryny". Ostatnio pierwszy raz w życiu wyszłam z teatru zachwycona! Tak się cieszę, że drzwi do tego świata lekko się dla mnie uchyliły. Byłam na "Śmierci i dziewczynie".


zdjęcia zrobiła Tilda, nimfa znad morza ♥

1 komentarz:

1 komentarzy