7 lip 2016

21 nieumytych talerzy leży,
czyli o organizacji czasu wolnego i czytaniu

Hej! Drugi dzień z rzędu mam podejrzanie dobry humor, a na dodatek wczoraj wieczorem na niebie pojawiła się ogromna tęcza. No więc pomyślałam, że postukam w klawiaturę o tym co u mnie, co porabiam, co myślę. Parę dni temu napisałam już jeden tekst, ale na razie odpuściłam sobie publikację, bo wyszedł bardzo pesymistyczny, a nie chcę tu płaczów i żalów na początek wakacji. A no właśnie - wakacje! Czerwiec dał mi w kość. Do Berlina pojechałam już chora, a potem chorowałam jeszcze dwa tygodnie. Między zaliczeniami kolejnych przedmiotów pracowałam, a pod koniec miesiąca trzeba się było zmierzyć z egzaminami. Ale udało się, dziś jestem zdrową posiadaczką paru ocen bardzo dobrych. Włączyłam tryb kujona, a co się będę hamować!

Ostatnio w prawie każdym wpisie wspominam o jakimś pierwszym razie (w Krakowie na Kazimierzu jest taki fajny mural), ale to dobrze. Zawsze to jakieś wyjście ze strefy komfortu, a ciaśniutka ona, oj ciaśniutka. Nowy pierwszy raz właśnie się zaczął i będzie niezłym testem samodyscypliny i motywacji. Czekają mnie we Wrocławiu trzy samotne tygodnie. Puste mieszkanie, niewiele obowiązków, od czasu do czasu wskakuję tylko w tramwaj do pracy. No i teraz pytanie - jak to mądrze zagospodarować? Jestem cholernym leniem i już pierwszego dnia zachłysnęłam się wolnością i nie umyłam po sobie naczyń #yolo. Szkoda, że nie mam aż dwudziestu jeden talerzy, żeby odpuścić sobie zlew i gąbkę. A tak serio, cieszę się (z wyzwania, nie wizji brudnych garów) i mam zamiar wycisnąć z tych trzech tygodni ile tylko się da!

Wrocław, czyli wspomniana tęcza i krzesełko, na którym sobie teraz siedzę pisząc
Rok temu wrzuciłam na bloga wakacyjne "to do" i tamta lista wciąż jest z grubsza aktualna. Ćwiczenia, marzenia i takie tam. Teraz chciałabym się szczególnie skupić na jednym punkcie - czytaniu. Większość osób planuje latem nadrabianie książkowych zaległości i... zazwyczaj średnio to wychodzi (a przynajmniej tak wynika z moich obserwacji). Jak to jest z tym czytaniem? I czemu często wiąże się ono z dziwną presją - kto więcej, kto szybciej albo kto mądrzejsze teksty. Gdzieś w głowach mamy zakodowane, że książki to kultura wysoka, a przynajmniej wyższa. Czy faktycznie plik kartek papieru trzymany w ręce jest bardziej wartościowy niż piętnaście, dwadzieścia artykułów z internetu?

Oczywiście nie zgadzam się z demonizowaniem internetu, ale akurat w przypadku czytania w celu jakiegoś rozwoju, nie tylko czysto rozrywkowego, kluczową według mnie kwestią jest percepcja. Teksty na dziesiątkach portali umykają. Nikt ich nie próbuje zapamiętywać i sumować. Ciężej się do nich przywiązać, wracać myślami, a na autora to już w ogóle nie zwraca się uwagi (chyba, że mowa o blogu). Trudniej też skupić się dłużej na jednym tekście mając ich do wyboru tak wiele, więc czasem rzuca się tylko okiem, czyta lead i pędzi dalej. A wiedza nieutrwalona szybko ulatuje. Poza tym bodźce, o wiele, wiele, wiele za dużo bodźców. Niby czytasz, ale jednocześnie robisz milion rzeczy jednocześnie: maile, wall na facebooku, muzyka w tle. A na dodatek Messenger powiadamia o każdej jednej wiadomości. Nie ma to jak biec na drugi koniec mieszkania po telefon, żeby dowiedzieć się, że znajomy przesłał gifa ze słodkim kotkiem.

Na mnie działa już sam fakt, że książka to fizyczny obiekt. Czuję ją w ręce, a wcześniej musiałam ją kupić albo specjalnie po nią wybrać się do biblioteki. To już wymusza jakiś inny rodzaj percepcji. Czasem słyszę: Nie opłaca się kupować tej książki. To wszystko jest za darmo na Wikipedii. Ok. I co, zaglądasz tam? Siedzisz faktycznie codziennie odcięty przez bite dwie godziny i chłoniesz wiedzę? Ja nie. Jeśli Ty tak to szczerze Cię podziwiam.

Zazwyczaj nie ruszają mnie rzeczy pachnące kołczingiem, ale tym razem muszę Wam polecić (dla opornych i sceptycznych to jest rozkaz!) obejrzenie wywiadu Łukasza Jakóbiaka z psychoterapeutą Robertem Rutkowskim. Jest długi, fakt, ale taki dobry, no naprawdę świetny. Padają tam takie zdania:
Żyjemy w czasach ciągłej stymulacji, natomiast ja sam stosuję filozofię życia, która polega na: NIE CHCĘ BYĆ DOBRZE POINFORMOWANY. Nie mam potrzeby pędzić za newsami. A żyjemy w społeczeństwie, gdzie cały czas próbuje się nam wmówić, że ty musisz wszystko wiedzieć.
To jest jeden z powodów, dla których wybiegowa moda przestała mnie kręcić. Brzydzą mnie trendy. To moje życie, mój czas. Znajomość wszystkich najważniejszych kolekcji kilka sezonów w tył kompletnie nic mi nie dawała. To była wiedza dla samej wiedzy, zdobywana często bezrefleksyjnie. A do tego trzeba się było bez przerwy zmieniać na czyjś rozkaz i wymieniać szafę co kilka miesięcy. Tak biegłam, że po drodze zdążyłam nie zauważyć, że jednak mnie to nie kręci. A potem już na mecie musiałam się cofać krok po kroku i lokalizować wszystkie momenty, które sprawiły, że tak strasznie się pogubiłam.

Kraków, czyli drewniane drzwi, stara posadzka, krzak róży i ulubiona ostatnio stylóweczka

Dlatego w te wakacje staję po stronie wiedzy analogowej i mam ją zamiar zdobywać w trybie slow. Kiedyś robiłam sobie presję - muszę przeczytać tyle a tyle, być na bieżąco ze wszystkimi blogami i portalami, które lubię, durnymi newsami na Pudelku. I jeszcze liznąć polityki, i historii, i najlepiej wszystkiego. Teraz spuszczam z tonu. Może dowiem się mniej, ale skuteczniej? Się zobaczy. Zero presji, zero stresu. Mam wakacje.

Założyłam sobie na ten rok podwójną listę (uwielbiam robić listy) książek, które:
a) przeczytałam - część krótsza
b) planuję przeczytać - never ending story.

Chciałabym się z Wami podzielić kilkoma pozycjami z samego szczytu części drugiej, czyli tymi, których przeczytania wprost nie mogę się doczekać. Przy okazji staram się, żeby były to rzeczy zróżnicowane, bo strategia trzymania się jednej dyscypliny jest beznadziejna i nie polecam nikomu. No to tak:
  • "Notes on Camp" i "O fotografii" Susan Sontag 
  • "Eseje wybrane" Virginii Woolf
  • "Lata sześćdziesiąte" Jenny Diski
  • "Małe kobietki" Louisy May Alcott
  • "Sztuka i złudzenie" Ernsta Gombricha - to polecenie od Was, dzięki!
  • "Oswoić narkomana" Roberta Rutkowskiego
Dajcie znać, co sądzicie o jakości czytania w internecie. Może macie jakieś sprawdzone strony pełne fajnych tekstów, które polecacie? No i jak tam czytelnicze plany na wakacje?

Trzymajcie się i trzymajcie mnie!


zdjęcia z mojego insta @persona_obscura

4 komentarze:

  1. Z wiedzą jest tak, że można ją czerpać z każdego źródła tylko trzeba później umieć odsiać to co wartościowe od tego co jest zwykłą błahostką. Natomiast w przypadku czytana nie należy się przejmować jak szybko się przeczyta, ponieważ każda książka jest inna. Ja, np. nie które czytam w jeden dzień, ale Archipelag GUŁag czytałam około 2 albo 3 lat, było to spowodowane tym, że jak przeczytasz jeden tom to przez pewien czas musisz przetrawić treść, ciekawi Cie co jest w kolejnych, ale świat, który jest tam zwarty nie jest ławy i dopiero po odpoczynku i o swojemu można kontynuować podróż. I nie należy się przejmować objętością danej książki czy tym, że czytasz coś miesiąc. Artykuł czy książka jest wtedy dobra kiedy podczas czytania wyzwalamy jakieś emocje lub późnej godzinami myślimy o tym, albo porostu podczas czytania zgadzamy się z autorem i myślimy, że moglibyśmy pójść z nim na kawę. Miłego i owocnego czytania:)
    Co do artykułów, różne wydziały na niektórych uczelniach wydają czasopisma i niektóre teksty są za darmo dostępne przez internet,np. na uj http://www.ejournals.eu/Przeglad-Kulturoznawczy/zakladka/246/#tabs, niektóre koła naukowe też wydaja czasopisma, musiałabyś poszukać na innych fb w zależność co Cie interesuję.
    http://mises.pl/ ekonomia, niektóre teksty nie są łatwe ale większość można ogarnąć i czegoś się dowiedzieć. Tylko, że jest to tzw. szkoła austriacka w ekonomii, więc jest narzucony już określony punkt widzenia.
    http://prostaekonomia.pl/ tu można nauczyć się podstaw dotyczących ekonomii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne, dlatego kompletnie nie rozumiem wyzwań polegających na czytaniu książek na czas. 2 miesiące i 10 książek albo jesteś głupim ignorantem. Tak jak piszesz, tekst tekstowi nierówny.

      Powiem Ci, że poza rokiem akademickim staram się odcinać od naukowych artykułów, bo ciężko mi wchodzą, ale czasopisma to dobry pomysł, dzięki za polecenie!

      Usuń
  2. nie czytałam zadnej książki z Twojej listy, ale również zamierzam w te wakacje zabrać się za książki. :) w klasie maturalnej raczej nie będę miała na to czasu :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Różnie z tymi maturalnymi... Ja bym pewnie znalazła czas na więcej rzeczy (na przykład książki właśnie), ale zmarnowałam go mnóstwo na stresowanie się (dziękuję bardzo nakręcającym nas nauczycielom), odkładanie na później, gapienie się w ściany i czekanie jak na ścięcie. Dla relaksu zawsze warto coś tam sobie jednak trzymać przy łóżku:)

      Usuń

4 komentarzy