24 paź 2013

Weronika x Jan van Kessel

jan van kessel

Jan van Kessel to malarz, którego prace miałam okazję zobaczyć na wystawie "Rodzina Brueghlów. Arcydzieła malarstwa flamandzkiego" we Wrocławiu. Nie jest aż tak rozpoznawalny, jak reszta klanu, bo miał tego pecha, że ominęło go nazwisko na B, ale to wnuk i kontynuator Jana Brueghela Aksamitnego (fantastyczne przezwisko!). Rzadko rusza mnie martwa natura, bo jest nudna i... martwa. Zdecydowanie wolę obrazy przedstawiające ludzi: uwielbiam nietypowe twarze, spojrzenie uchwycone w magiczny sposób zwyczajnym ruchem pędzla, niesamowite stroje z epoki z ich fakturami i wzorami. Ale to, co pan Jan wyczyniał niemal czterysta lat temu w Antwerpii powaliło mnie na kolana.

Po przekroczeniu jednej z sal muzealnych wchodziło się wprost na jego studia owadów. W pierwszej chwili pomyślałam, że to prawdziwe motyle, ważki, pająki itd ponabijane na igiełki. Były tak idealnie namalowane, że nawet po podejściu na odległość 10cm (w tym momencie pani na krzesełku zaczęła się nerwowo wiercić) wyglądały jak po prostu położone na marmurowej płycie. W internecie jest niestety bardzo niewiele tych prac, a jak już są, to zdjęcia zupełnie nie oddają wrażenia na żywo, ale na szybko poklikajcie tutaj, tutaj albo tutaj. Tytuł obrazu, którego użyłam powyżej to "Studium wiosennych kwiatow z motylami i owadami"; olej na marmurze.

A z innej beczki codziennych pierdółek, kupiłam sobie opaskę na głowę, która w założeniu miała być głównym bohaterem tego wpisu, ale na szczęście nie wyszło tak płytko. Nie wiem właściwie, po co mi to było, bo testowałam już taki sprzęt wiele razy i zawsze kończyło się źle. Nigdy nie trzyma się na miejscu, robiąc z misternie układanych włosów siano (to tylko moja głowa jest popsuta, czy faktycznie opaski nosi się do zdjęć?), a cierpliwość do ciągłego poprawiania kończy mi się zazwyczaj w momencie wejścia do tramwaju. Efekt będzie taki, że prawdopodobnie nikt, z kim będę miała się spotkać, nigdy mnie w niej nie ujrzy. Ale jest piękna, więc przygarnęłam ją tylko po to, żeby mieć czym cieszyć oko. No i zawsze może się przydać w najmniej oczekiwanym momencie... a przynajmniej tak sobie mówię. (H&M Divided, jakby co). Z bliższa wygląda mniej więcej tak:

21 komentarzy