20 sie 2013

POZNAŃ | Elegancja-Francja

źródło: www.zamek.poznan.pl
Nareszcie! Całe wakacje planowałam, czekałam, oszczędzałam, szukałam towarzystwa, a wszystko po to, żeby wybrać się do Poznania. Ciągnęła mnie tam, nie historia miasta, ale wystawa „Elegancja – Francja. Z historii mody XX wieku” pod kuratorstwem Piotra Szaradowskiego. Odbywała się w Zamku Cesarskim (później dowiedziałam się, że zbudowanym ledwie 100 lat temu, więc Wawelowi do pięt nie dorasta :P ) przerobionym na bardzo zmodernizowane muzeum. Z wystawy zrobiono rasowy "event",  bo towarzyszył jej cykl spotkań, wykładów i pokazów filmowych, na który początkowo miałam zamiar się załapać, ale niestety pech chciał, że dotarłam na nią... dzień przed zakończeniem (czyli 18. sierpnia)! Czy było warto pędzić do Poznania na wariata i spędzić pół dnia w pociągu? Tak!


Niestety jakość tych kilku zdjęć, jakie mam Wam do pokazania pozostawia wiele do życzenia, ale zakaz fotografowania nakazał mi schowanie aparatu do plecaka. Pani pilnująca wystawy pozwoliła jedynie na zrobienie zdjęcia "w drzwiach", resztę sukienek cichaczem sfotografowałam telefonem.

O wystawie usłyszałam pierwszy raz jakieś dwa miesiące temu. Nie do końca wiedziałam, czego się spodziewać, bo prawie każda poświęcona modzie mnie do tej pory rozczarowywała albo pozostawiała niedosyt. I nie chcę tutaj bezsensownie pluć jadem; zaraz krytykować, że w Polsce niczego nie można porządnie zrobić, a za granicą jest wszystko pięknie, ślicznie, cudnie. Ale prawdą jest też, że pierwsza lepsza wystawa widziana w Londynie do dziś krąży po mojej głowie, a cały krakowski Miesiąc Fotografii przeszłam z obojętnością i tylko kilka razy coś naprawdę mnie zaintrygowało, skłoniło do dalszych poszukiwań. Osoby zainteresowane tematem mody przyznają mi chyba rację, jeśli napiszę, że wszystkie wydarzenia z nią związane są u nas najczęściej robione bardzo pobieżnie lub wcale. Brakuje autorytetów, porządniejszych publikacji, a Łódź się stara... ale trochę jej to jeszcze nie wychodzi. A tu nagle świetnie zapowiadająca się wystawa! Nie mogło mnie tam nie być.

Całość z pewnością zaspokoiła modowych maniaków, jak i osoby nie siedzące w tym światku. Krótkie informacje umieszczone na ścianach stanowiły świetne wprowadzenie do tematu. Dotyczyły różnic między haute couture a prêt-à-porter, stylu Art Deco czy historii gorsetu i jego ewolucji. Wystawa była ułożona chronologicznie. Na początek wzięto pod lupę houte couture (jeśli ktoś miałby ochotę zgłębić temat to rozpisałam się ostatnio w tym poście). Świetnym pomysłem było stworzenie dużego schematu zależności pomiędzy projektantami tego nurtu. Widać było kto kogo uczył, kto z kim współpracował i kto kiedy działał. Pierwszym eksponatem, na który natykali się oglądający była fantastyczna suknia projektu Charles’a Fredericka Wortha (nazywanego ojcem couture). Następnie gorsety, suknie noszone przez kobiety na początku wieku - te eleganckie i bardziej "sportowe". Ten etap to była apoteoza starannego krawiectwa. Kolejna część była poświęcona przemianie, jaką zauważyli projektanci w latach 60.: że nastolatki chcą mieć więcej i szybciej. Więc co zrobiono? Porzucono dbałość o detale, powolność, kunszt i indywidualizm w imię produkcji na skalę masową (oczywiście wcześniej też to robiono, ale jednak ze sprawnie działającym obok szyciem na miarę). Naszła mnie w tamtym miejscu refleksja, że właśnie przez pośpiech i zachłanność dziś całkowicie zacofaliśmy się, jeżeli mowa o jakości krawiectwa. Nie sądzę, żeby którekolwiek z ubrań, które obecnie nosimy było na tyle fascynujące i porządnie wykonane, by późniejsze pokolenia za te, dajmy na to, sto lat chadzały do muzeów by nad nimi kontemplować. Otacza nas wszechobecna bylejakość i nie jesteśmy w stanie nic na to poradzić.

Aaaaale wracając do wystawy, bardzo spodobała mi się sukienka z papieru (patrz. środkowe zdjęcie u góry - zielona) i cały ten trend. Nigdy wcześniej nie słyszałam o tym, że kupowano papierowe, często jednorazowe ubrania, które były bardzo tanie, ale generowały taką ilość odpadów, że szybko zaprzestano ich produkcji. Okropnie korciło mnie, żeby ją (i właściwie wszystkie inne kreacje) dotknąć. Niestety, podejrzewam, że za samą próbę wyleciałabym z tej wystawy z hukiem.
Na samym końcu na zwiedzających czekał jeszcze smaczek w postaci mody futurystycznej m.in. fantastyczny projekt sukienki a'la kombinezon kosmiczny spod ręki Thierry’ego Muglera.

Warto było się wybrać na tę wystawę, bo w Polsce naprawdę rzadko można obejrzeć stroje najlepszych: Chanel, Muglera, Diora czy Balenciagi. Wszystkie pochodziły z prywatnych kolekcji, więc duże brawa dla pana Piotra za wyszukanie i wypożyczenie (a domyślam się, że często nie jest to łatwe chociażby z powodów sentymentalnych). Genialnym pomysłem było ustawienie manekinów na czymś w rodzaju drewnianych szpul, bez żadnych barierek i tasiemek, dzięki czemu można było wszystko obejrzeć z bliska i z każdej strony. Kolejność była bardzo przemyślana i umożliwiała szybką podróż przez wszystkie dekady XX wieku, każda sylwetka została opatrzona podpisem, dodatkowym ubarwieniem były archiwalne zdjęcia, plakaty oraz ryciny. A to wszystko za jedyne 5 złotych.

W księdze skarg i zażaleń dopisałabym tylko "następnym razem proszę o jeszcze więcej!".

W środku archiwalny komplecik od Chanel.
Wizyta w zamku zajęła niecałą godzinkę, więc resztę czasu poświęciłam na zobaczenie Rynku i Starego Browara. O ile kolorowe poznańskie kamieniczki mnie oczarowały, o tyle sama atmosfera, mnóstwo namiotów, koncert, uliczni grajkowie, muzyka z kilku restauracji i jeszcze procesja (!) sprawiły, że szybko się stamtąd ulotniłam. W Browarze najbardziej interesował mnie COS, którego w Krakowie oczywiście nie ma (tak, jak Topshop'u, New Look'a, Vagabonda i wieeelu innych marek - ktoś mi wyjaśni, dlaczego?). Powiem tylko, że nie miałabym tam problemu z przepuszczeniem kilku tysięcy złotych w piętnaście minut, a te buty i płaszcz będą mi się śnić po nocach. Zostawiam Was z kilkoma zdjęciami z tej wycieczki, a poznaniakom zazdroszczę ładnego miasta :)

zdjęcia: Hania i ja

15 komentarzy:

  1. Worth! Ale Ci zazdroszczę! Takie wystawy to perełki, szkoda że już koniec...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że ta nie będzie ostatnią. Nie wiem za bardzo, czy cieszyła się dużym zainteresowaniem, ale ja ją odwiedziłam z samego rana i poza mną były 4 osoby, więc jak na poranną porę - nie jest źle. Miejmy nadzieję, że zwiedzający dopisali i będą organizowane następne :)

      Usuń
  2. piękne miasto, chciałabym zobaczyć taką wystawę

    OdpowiedzUsuń
  3. Odpowiedzi
    1. Na żywo można było paść :D Naprawdę takiego kunsztu z tak bliska jeszcze nie widziałam

      Usuń
  4. Świetnie, twój b;og też super, więc obserwuję i zapraszam do mnie http://books-films-fashion.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. po pierwsze duży plus za bardzo merytoryczny post! po drugie świetna wystawa i fajnie, że na niej byłaś i zdałaś relację! w końcu moda to też jakaś historia, cały proces, a nie zakładanie na siebie ubrań! pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! Chętnie promuję wszystko, co odbywa się w naszym kraju i jest związane z modą. Ciągle czekam na nowości, bo mało tego, oj mało! A szczególnie porządnych wystaw...

      Usuń
  6. zazdroszczę bardzo! sama chętnie bym się wybrała tam :(

    obserwujemy ? :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Dzięki za fajną relację! Uwielbiam tego typu wystawy!
    Zupełnie przypadkiem trafiłam na podobną w Lisbonie.
    Szkoda jednak, że nie dotarłam na te poznańską!

    Pozdr!

    OdpowiedzUsuń
  8. bluza jest mega <3 ciekawie prowadzisz bloga :)

    OdpowiedzUsuń
  9. miało być bluzka, ah ten słownik :/ jeśli interesuje Cię temat wystaw, pokazów polecam kontakt z Krakowską Szkołą Artystyczną.

    P.s w COSie mam zniżkę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O różnych eventach organizowanych przez krakowskie szkoły słyszałam, ale niestety wiele złego. Sama, co prawda,nie byłam i chyba będę musiała w końcu się przejść, żeby wyrobić sobie własne zdanie :)

      Usuń

15 komentarzy