Oficjalnie rozpoczynam sezon wakacyjny i jestem szczęśliwa, że otwiera go właśnie ten wpis - prawdopodobnie jeden z najważniejszych, jakie powstaną w tym roku. Raz jeszcze (link do wcześniejszego wpisu) zapraszam Was do Londynu, a konkretnie do Victoria and Albert Museum...
Czekałam na tę wystawę kilka lat. Bilet kupiłam z niemal półrocznym wyprzedzeniem. Nie ma więc chyba nic dziwnego w fakcie, że nie mogę się z nią rozstać. Tak bardzo nie chcę wychodzić z muzeum, że postanowiłam zacząć tworzyć ten wpis siedząc na ławce w Gabinecie Osobliwości Alexandra McQueena - więcej o nim za chwilkę. Obok mnie siedzi przeurocza starsza pani, która parę minut temu wyciągnęła pióro i zaczęła szkicować na ulotkach rozdawanych przez pracowników muzeum sukienkę znajdującą się naprzeciwko nas. Kawałek dalej inna pani tłumaczy zafascynowanej dziewczynce - najprawdopodobniej córce - konstrukcję pewnej spódnicy. To miejsce chyba po prostu tak działa na ludzi i ja ich w pełni rozumiem, bo właśnie zdałam sobie sprawę, że nigdy nie miałam do czynienia z tyloma pięknymi rzeczami w jednym pomieszczeniu. Cztery ściany półek od podłogi aż po sufit wypełnione projektami Alexandra. Słowo "piękno" jest na co dzień powszechnie nadużywane, ale nie w tym wypadku. Naprawdę nie wiem, na co się patrzeć. Skupienie w tym miejscu wzroku jest niemożliwe, bo ciągle gdzieś miga coś nowego, intrygującego. Ubrania, dodatki, ruchome manekiny, filmy z fragmentami pokazów, szum muzyki i kilkadziesiąt rozmawiających osób wokół mnie.
Jest mi bardzo przykro, że nie będę miała Wam do pokazania swoich zdjęć, ale zakazu ich robienia praktycznie nie da się tu obejść. Ochroniarze w ułamku sekundy dopadają każdego, kto wyciąga telefon komórkowy. Próbowałam nakręcić coś na snapchacie, jednak w tak nerwowej atmosferze wyszło tylko kilka smug. Dałam sobie spokój, a wpis uzupełnię o fotografie z internetu.
Najlepiej byłoby, gdybyście zaczęli od obejrzenia krótkiego filmiku zrealizowanego przez brytyjskiego Vogue'a i wczuli się w klimat wystawy, a potem zapraszam na ciąg dalszy :)
Najlepiej byłoby, gdybyście zaczęli od obejrzenia krótkiego filmiku zrealizowanego przez brytyjskiego Vogue'a i wczuli się w klimat wystawy, a potem zapraszam na ciąg dalszy :)
Kulisy pokazów McQueena oczami Anne Deniau. |
Wystawę podzielono na dziesięć - mniej więcej chronologicznych - części, z których każda odpowiadała zainteresowaniom/obsesjom/cechom charakterystycznym projektanta. Opiszę je po kolei w kilku zdaniach oraz wkleję fragmenty cytatów prezentowanych zwiedzającym. Zacznę może od tego, że już sam tytuł "Savage Beauty" (czyli brutalne, okrutne piękno) zapowiedział kierunek, który zdecydowali się obrać kuratorzy. A mianowicie zestawianie ze sobą rzeczy kontrastowych i nadawanie im poprzez ten zabieg unikatowego znaczenia. Rzeczywiście, kolejne przestrzenie odsłaniały inne, nieraz wykluczające się fascynacje McQueena. Co więcej, wiele z jego projektów po prostu opiera się na kontraście, który przejawia się zarówno w formie, jak i użytych materiałach. Myślą przewodnią wystawy była teza, że Alexander to twórca romantyczny i tak go właśnie przedstawiono - jako człowieka niezwykle wrażliwego, wiernego sobie oraz przenoszącego własne emocje na ubrania, tworząc tym samym nową jakość.
Tak na marginesie, kuratorem pierwszej wystawy w nowojorskim MET z 2011 był Andrew Bolton, natomiast za londyńską odpowiadała Claire Wilcox. Jeśli jeden filmik to dla Was mało, zerknijcie również na rozmowę z Wilcox tutaj.
Zapraszam na spacer po wystawie!
* * *
London
“London’s where I was brought up. It’s where my heart is and where I get my inspiration.
- Alexander McQueen
A Romantic/Savage Mind
McQueen expressed this originality most fundamentally through his methods of cutting and construction. These were both innovatory and revolutionary. He was such an assured designer that his forms and silhouettes were established from his earliest collections, and remained relatively consistent throughout his career.
Motyw memento mori nieustannie przewijał się w pracach McQueena, brutalnie przypominając odbiorcom o nadchodzącej śmierci. Już kolekcja dyplomowa będąca owocem studiów na Central Saint Martins bezpośrednio dotykała tego tematu. "Jack the Ripper Stalks his Victims" to inspiracja historią legendarnego seryjnego mordercy Kuby Rozpruwacza działającego w Londynie pod koniec XIX wieku. Jednym z najbardziej rozpoznawalnych elementów tej kolekcji jest różowy płaszcz "kolczasty" widoczny na zdjęciu (tutaj jego rzeczywisty kolor), który podszyty jest ludzkimi włosami.Tak...
Tym, co zrobiło tam na mnie największe wrażenie w tej części były właśnie żakiety i kurtki - tak piękne, że można się było wgapiać godzinami. Z tego co pamiętam, wszystkie pochodziły z lat 90. m.in. z kolekcji "Joan of Arc" (klik) i "Dante" (klik). McQueen w ogóle czerpał garściami ze średniowiecza i chrześcijańskiej ikonografii. Szczególnie cenił sobie malarzy flamandzkich oraz duńskich, których dzieła przenosił nieraz bezpośrednio na projekty na przykład: obraz Roberta Campina przestawiający jednego ze złodziei ukrzyżowanych z Chrystusem oraz żakiet z kolekcji "It's a Jungle Out There".
A Gothic Mind
People find my things sometimes aggressive. But I don’t see it as aggressive. I see it as romantic, dealing with a dark side of personality.’ - Alexander McQueen
Romantic Primitivism
W kilku kolekcjach McQueena ("It's a jungle out there", "Eshu", "Irere") pojawiają się nawiązania do człowieka pierwotnego. Nie jest to jednak wizja historyczna, ale raczej artystyczna, charakterystyczna szczególnie dla czasu romantyzmu. Określa się to mianem "szlachetnego dzikusa" (ang. noble savage) i może posłużę się Wikipedią, żeby jak najkrócej wyjaśnić Wam tę ideę: jest to pojęcie powstałe już w XVII wieku i odnoszące się do wyidealizowanego obrazu człowieka pierwotnego, który charakteryzowany jest jako istota czysta. Postać tubylca była stawiana jako punkt odniesienia, wobec zepsutej europejskiej cywilizacji. Był on bezinteresowny, hojny, niewinny, dysponujący mądrością płynącą z doświadczenia. Żył z dala od cywilizacji w zgodzie z naturą.McQueen’s narrative glorified the state of nature and tipped the moral balance in favour of the ‘natural man’ or ‘nature’s gentleman’, unfettered by the artificial constructs of civilization.
Więcej o wystroju tego pomieszczenia napiszę później.
Romantic Nationalism
Alexander był patriotą, więc zebrano także sylwetki będące owocem zainteresowania historią Wielkiej Brytanii oraz przywiązania do szkockiego dziedzictwa (ojciec Alexadndra był Szkotem). Ta duma najbardziej uwidoczniła się w kolekcji "The Widows of Culloden" zainspirowanej narodowowyzwoleńczym powstaniem jakobickim z 1745. Bitwa pod Culloden była ostateczną klęską buntujących się Szkotów i początkiem represji ze strony Anglików. Jednym z motywów pojawiających się w tej kolekcji, a uwypuklonych przez kuratorów, była szkocka krata.When he was once asked what his Scottish roots meant to him, the designer responded, “Everything.”
Drugą kolekcją zaprezentowaną w tym pomieszczeniu była "The Girl Who Lived in The Tree" nawiązująca do dziejów Imperium Brytyjskiego drugiej połowy XIX wieku, czyli epoki wiktoriańskiej, a jednocześnie wzbogacona o elementy baśniowe i orientalne (związane szczególnie z Indiami). Ta mieszanka może się wydawać wybuchowa, ale spójrzcie chociażby na pierwszą po lewej sylwetkę na zdjęciu poniżej!
"The Girl Who Lived in The Tree" |
"The Widows of Culloden" |
Cabinet of Curiosities
‘I find beauty in the grotesque, like most artists. I have to force people to look at things.’
- Alexander McQueen
Romantic Exoticism
As it had been for artists and writers of the Romantic Movement, the lure of the exotic was a central theme in McQueen’s collections. Japan was particularly significant, both thematically and stylistically. The kimono, especially, was a garment that the designer endlessly reconfigured in his collections.
VOSS
‘It was about trying to trap something that wasn’t conventionally beautiful to show that beauty comes from within.’ - Alexander McQueen
Romantic Naturalism
Mimo że związków z naturą można się dopatrywać w niemal każdej kolekcji McQueena, to były one na tyle silne, że kuratorzy postanowili poświęcić im osobną przestrzeń. Natura stanowiła też zresztą centrum zainteresowań twórców romantycznych, którzy postrzegali ją jako źródło prawiedzy o świecie. W kolekcjach Alexandra dostrzegam podobne myślenie. Fascynowała go ponadto mechanika przyrody, cykliczność życia i śmierci. Ukazywał jej dwubiegunowość w swoich projektach na przykład poprzez łączenie kontrastujących faktur. Wielokrotnie korzystał także z naturalnych materiałów - piór, muszli. Wyjątkowo mocno zapadła mi w pamięć spektakularna suknia z kwiatów - tak bardzo "rozkwitniętych", że wyglądały, jakby zaraz miały odpaść się na oczach zwiedzających i zacząć się rozkładać.‘I have always loved the mechanics of nature and to a greater or lesser extent my work is always informed by that.’ - Alexander McQueen
Plato's Atlantis
Dziesiąte, zamykające wystawę pomieszczenie poświęcono ostatniej skończonej przed śmiercią kolekcji "Plato's Atlantis" (w mass media spopularyzowała ją Lady Gaga, wybierając kilka ubrań do teledysku "Bad Romance"). Nawiązywała do idei Atlantydy - większości znanej za sprawą filmu animowanego wyprodukowanego przez studio Walta Disneya :D. Oryginalnie Atlantydę - zaginioną podwodną wyspę - opisał Platon. McQueen zainspirował się koncepcją powrotu ludzkości do miejsca, z którego wywodzą się wszystkie organizmy, czyli wody. Mówił też, że czuje się bardzo związany z morzem, uspokaja go ono; być może dlatego, że był zodiakalną rybą.With its mixture of technology, craft and showmanship, Plato’s Atlantis was considered to be McQueen’s greatest achievement. It offered a potent vision of the future of fashion.
Jeszcze mała ciekawostka:: "Plato's Atlantis" był pierwszym pokazem streamowanym na żywo w internecie przez stronę SHOWstudio.
Potem już tylko trzeba było przejść przez sklep z pamiątkami :)
* * *
Są takie wydarzenia, które sprawiają, że serce szybciej bije, a ręce stają się wilgotne. Takim właśnie wydarzeniem była dla mnie ta wystawa. Jestem bardzo wdzięczna osobom piszącym petycje, nagłaśniających w mediach kwestie jej przyjazdu do Europy, a w końcu tym, które zadecydowały o ponownym otwarciu "Savage Beauty" - do tego tak blisko nas (z tego miejsca chciałabym pozdrowić tanie linie lotnicze). Ameryka i MET były, delikatnie ujmując, poza moim zasięgiem.
Organizacja przebiegła wzorowo. Pomimo ogromnego zainteresowania, kolejne grupy oglądających były wpuszczane punktualnie. Oczywiście, tłumu nie sposób uniknąć (nawet w czwartek o 13) i niestety utrudniał odbiór wystawy. Czekanie w kolejce niemal do każdego stroju robiło się z czasem męczące, ale trudno było spodziewać się pustek.
Gdybyście zapytali mnie, siedzącą na ławce w Gabinecie Osobliwości, co sądzę o wystawie to pewnie odpowiedziałabym bez wahania, że jest perfekcyjna. Jednak po powrocie do domu i przeanalizowaniu wszystkiego na spokojnie dostrzegłam kilka mankamentów. Przede wszystkim, granica między zwalającym z nóg efektem a zwyczajnym efekciarstwem bywa cienka. I według mnie w kilku miejscach została przekroczona. Dosłowność - tak określiłabym największą wadę wystawy. Przykładowo, pomieszczenie poświęcone zainteresowaniom prymityzmem było wystylizowane na grotę pokrytą w całości kośćmi, które z bliska wyglądały tak. Z pewnością był to koncept kosztujący niemało pieniędzy oraz czasu, natomiast efekt skojarzył mi się bardziej z salą poświęconą "Piratom z Karaibów".
Osobną kwestią jest wgłębienie się w twórczość Alexandra. Nie zrozumcie mnie źle, zgromadzenie tylu zapierających dech projektów, fantastyczne oświetlenie i świetnie przemyślana prezentacja to miesiące planowania i doceniam ten wkład. To jednak wciąż trochę mało, jeśli mówimy o wystawie pretendującej do miana jednego z najważniejszych wydarzeń roku, na które bilety kupuje się z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem. Opisy do poszczególnych pomieszczeń były interesujące i wyjaśniające idee towarzyszące projektantowi, ale jednocześnie zdawkowe i upraszczające. To jest inspiracja tym, to bierze się z tamtego. Tyle. Być może wnikliwy pasjonata i znawca wielu dziedzin historii z łatwością dostrzeże wszystkie nawiązania, ale często bywają one dyskretne i trudno oczekiwać, że ktoś wyłapie je z marszu. Zostawiono zwiedzających samych sobie, bez wskazówek na co warto by zwrócić uwagę. A przy takim natłoku "atrakcji" czasem nie wiadomo zwyczajnie na co patrzeć i łatwo się pogubić, przeoczyć interesujące detale.
Kwestie techniczne tworzenia ubrań właściwie pominięto, a przecież wielokrotnie podkreśla się (i na samej wystawie także takie stwierdzenie padło), że Alexander to nie tylko projektant, ale także rzemieślnik. Że umiejętności, jakie nabył w zakładach krawieckich na Savile Row miały ogromny wpływ na jego późniejsze dzieła. Dla mnie, laika w sprawach dotyczących samego procesu przenoszenia projektu z kartki na tkaninę, ale zaznajomionego z twórczością projektanta, nie było na wystawie wiele do odkrycia. Z chęcią dowiedziałabym się czegoś więcej o konstrukcji i stosowanych przez McQueena technikach. Niestety tego zabrakło.
Ostatnia rzecz, do której się przyczepię to brak możliwości robienia zdjęć (i własnych szkiców!). Bardzo tego nie lubię, osobiście mnie to drażni i na takich wystawach czuję się wiecznie obserwowana przez "dyskretnych" ochroniarzy. Oczywiście, są wydarzenia, na których takie obostrzenia rzeczywiście mają sens, ale wszystkie kolekcje McQueena były publicznie prezentowane, wielokrotnie fotografowane, bez żadnych tajemnic. Na dodatek po amerykańskiej wystawie pozostało wiele filmów zdradzających scenografię i sposób doboru eksponatów. Poza tym, na gali otwarcia w V&A z mnóstwem dziennikarzy, przyjaciół projektanta i wiecznie poszukujących szkła celebrytów ten zakaz nie obowiązywał, w skutek czego na Instagramie jeszcze tego samego wieczora pojawiły się setki zdjęć i filmików.
* * *
Alexander był pierwszym projektantem, który zwrócił moją uwagę i sprawił, że zainteresowałam się modą. Na zawsze będę go darzyć szczególnym sentymentem. Każdy z jego pokazów był zdumiewający, ale za kontrowersją zawsze kryło się konkretne przesłanie. Możliwość obejrzenia kilkuset elementów zaprojektowanych przez niego, które do tej pory znałam tylko z gazet i internetu, była niesamowitym przeżyciem i niech Was nie zmyli kilka krytycznych uwag. Nie mam zwyczaju lukrowania, bo słowami "fajnie" albo "ślicznie" można określić czyjeś zdjęcie na Instagramie. Wychodzę z założenia, że recenzja (a coś na jej kształt staram się tu stworzyć :D) powinna być możliwie obiektywna. No i wszystko da się poprawić. Te parę uwag jest po prostu owocem konfrontacji moich osobistych oczekiwań z rzeczywistością. Mimo wymienionych powyżej mankamentów, w dalszym ciągu uważam "Savage Beauty" za jedną z najlepszych wystaw, na jakich byłam. W końcu to nie "wystrój wnętrz" i dodatkowe wizualizacje, a same projekty były najważniejsze.
Koniec końców, nie da opisać się słowami i zdjęciami wrażenia bycia w tamtym miejscu, oddychania tamtejszym powietrzem i możliwości obcowania z ubraniami będącymi niezaprzeczalnie dziełami sztuki. Starałam się możliwie jak najdokładniej spisać wrażenia i wnioski związane z "Savage Beauty", ponieważ wiem, że wiele osób czeka na ten wpis. Dla mnie samej ułożenie sobie w głowie setek myśli również było cennym doświadczeniem. Nie zmienia to jednak faktu, że ja się tu mogę produkować w nieskończoność, ale gorąco namawiam przede wszystkim do obrania kursu na Londyn i zobaczenia tego na własne oczy.
Podróże kształcą, niezaprzeczalnie.
Ps. Jutro na snapchacie (@persona_obscura) pokażę Wam album z wystawy!
Alexander McQueen: Savage Beauty
14 marca – 2 sierpnia 2015
Victoria and Albert Museum, London
Zdjęcia: vam.ac.uk, ibtimes.co.uk, models.com, stylenoir.co.uk, cnn.com
Gif: models.com
Jeju naprawdę zazdroszczę Ci tej wystawy! Jest niesamowita, a Ty bardzo wciągająco o niej napisałaś, ze co ogromnie Ci dziękuję! <3 Mogłabym przeczytać 10 razy tyle :D
OdpowiedzUsuńDziękuję za taki miły komentarz i za wytrwałość w czytaniu ♥
UsuńDużo się napisałaś, ale pochłonęłam w kilka minut :P hmm, sama chetnie pojechalabym na tę wystawę. Nie wiem dlaczego nie można robic zdjęć; ah ta nadgorliwość ochroniarzy...
OdpowiedzUsuńWidać, że wystawa naprawdę zrobiła na Tobie duże wrażenie! Bardzo dobrze czyta się rzeczy napisane z taką pasją.
OdpowiedzUsuńDziękuję, bardzo mi miło :*
UsuńWygląda bombowo:)
OdpowiedzUsuńTen post czytałam już jakiś czas temu, kiedy dodałaś go na swoim fcb. Muszę Ci powiedzieć, że tak pięknie to opisałaś, że nie patrząc na zdjęcia czułam się jakbym tam była! Zazdroszczę tej wystawy !
OdpowiedzUsuńhttp://coeursdefoxes.blogspot.com/
♥
Na żakiecie jest ukrzyżowanie jednego ze złodziei zawieszonych razem z Chrystusem, a nie Chrystusa. Rozpoznajemy to po tym, że nie jest przybity do krzyża tylko ma związane nogi i ręce. Zresztą sam obraz Campina nazywa się ukrzyżowanie łotra.
OdpowiedzUsuńMasz oczywiście rację, już poprawione. Dzięki za czujność!
Usuń