7 kwi 2015

Vogue. Za kulisami świata mody


„Vogue. Za kulisami świata mody” to jedna z najlepszych książek, jakie przeczytałam w tym roku. 

Bardzo cenię sobie lektury pobudzające ciekawość. Wiecie, chodzi o te sytuacje, gdy zaczytani przegapiacie swój przystanek i wybiegacie z autobusu zdezorientowani. Mnie się to zdarzyło przy okazji czytania tej książki dwukrotnie. Traktowałam ją właśnie jako rozrywkę „na podróż”. Tu otworze, tam przeczytam. Kartki same się przewracały i tak mi jakoś zleciało. Prawie 300 stron.  

Na początek wypadałoby w kilku słowach opisać treść książki. Jest to autobiografia dziennikarki Kirstie Clements, przez ponad 25 lat związanej z australijską edycją „ Vogue’a”, którą w latach 1999-2012 zarządzała jako redaktor naczelna. Współpracowała m.in. z „Elle”, „Harper’s Bazaar”, „The Guardian”. Opisuje więc swoją młodość, realia dorastania w Australii, przebieg kariery, doświadczenia na piastowanych stanowiskach. 

Głównym atutem tej książki jest oderwanie od Europy i Stanów Zjednoczonych. Wszyscy kojarzymy Annę Wintour, Emmanuelle Alt czy Francę Sozzani. Ale Australia i tamtejszy rynek mody? W trakcie lektury mało które nazwisko brzmiało znajomo. Australia, owszem, wydała na świat wiele gwiazd rangi ogólnoświatowej, ale niekoniecznie tych stricte związanych z modą - no może poza Mirandą Kerr. Nicole Kidman, Cate Blanchett czy Kylie Minogue znamy wszyscy, ale prawdę powiedziawszy już samej autorki książki (zasiadającej na stołku naczelnej „Vogue’a” przez ponad dekadę!) nie kojarzyłam wcale. Ciekawił mnie więc kontekst społeczny Australii, życie tamtejszych nastolatków, subkultury np. surfurów, świadomość odcięcia od innych kontynentów. 

Bardzo podoba mi się zdroworozsądkowe podejście autorki do opisywanych zdarzeń. Trudno oceniać na ile te wydarzenia zostały podkolorowane, ale z pewnością unika choćby zbędnej gloryfikacji "Vogue’a” i mody w ogóle.
Jednym z licznych błędnych wyobrażeń na temat pracy w „Vogue’u” jest to, że kiedy ktoś z naszego pisma chce zamówić modelkę do sesji, to po prostu dzwoni do agencji, a tam grzecznie udzielają mu entuzjastycznej odpowiedzi: „Ależ oczywiście, w końcu to "Vogue”, i ustala się termin, który odpowiada idealnie wszystkim zainteresowanym. Nic podobnego. Podchody związane z załatwieniem modelki to jeden z najbardziej czasochłonnych i frustrujących aspektów tego biznesu. Wszystkie elementy sesji zdjęciowej są ze sobą nierozerwalnie splecione. Modelka ciesząca się międzynarodową sławą będzie chciała pracować tyko z określonym gronem fotografów, którzy zdaniem jej agencji są właśnie na fali.


Kirstie Clements rozwiewa mit "Vogue'a" jako klucza otwierającego wszystkie drzwi. Sama się o tym boleśnie przekonała obejmując stanowisko naczelnej w momencie kryzysowym dla australijskiej edycji magazynu. Sporo miejsca poświęca na opisanie (udanej) próby uratowania jego pozycji, walkę o zainteresowanie reklamodawców oraz zaproszenia na europejskie pokazy.

Razem z redaktorkami działu mody co sezon harowałyśmy, spotykałyśmy się ze wszystkimi PR-owcami i starałyśmy się ich lepiej poznać, odwiedzałyśmy wszystkie salony wystawowe, robiłyśmy zdjęcia ubrań, rozmawiałyśmy z projektantami, wysyłałyśmy im co miesiąc numer pisma lub wycięte z niego strony na dowód, ile miejsca im poświęciliśmy. Stopniowo udało nam się wypracować większe uznanie dla naszego magazynu. Odtąd zawsze już dostawałyśmy dwa bilety na każdy pokaz i jeśli nam się poszczęściło – oba w pierwszym rzędzie. 

Nie mogło się także obyć bez porównań realiów pracy w branży w latach 80. a obecnie. I znów dziennikarka uchwyciła zjawisko internetu, mediów społecznościowych oraz blogerów w sposób wyważony, oceniając je możliwie obiektywnie. Od razu przypomniała mi się wypowiedź naczelnej "Vogue Italia" sprzed czterech lat na temat blogosfery - wtedy dopiero podbijającej świat. Utrzymana w tonie obrazy, bulwersu i fochu na cały świat. Że plaga, że epidemia, że głupota, że w żadnym razie opiniotwórcza. Tamte słowa (mimo że w paru punktach trafne) przysporzyły France Sozzani więcej wrogów niż przyjaciół, a także zdradziły jej brak perspektywicznego myślenia. Clements ujmuje erę internetową i nowych celebrytów tak: 

Media społecznościowe zdemokratyzowały pisanie o modzie stworzyły nową grupę wpływowych graczy w branży. Doświadczenie zdobyte w szanowanych tytułach i zdolności inteligentnego formułowania myśli mogą w najbliższej przyszłości okazać się niewiele warte.
Coraz trudniej o uczciwą, rzetelną ocenę, bo dzisiejsze komentatorki mody jak jeden mąż wystawiają kolekcjom pozytywne recenzje. Leży to w ich interesie. W końcu chcą chodzić na pokazy. Chciałabym widzieć wśród nich więcej zdrowej krytyki, zwłaszcza jeśli szczęśliwie nie mają jeszcze żadnych reklamodawców, który mogliby się wycofać.


Autorka nie stroni więc od niewygodnych tematów. Wprost wskazuje, jak łatwo kupić czyjąś opinię, a jak trudno przyjąć krytykę. Osobny rozdział poświęca np. swoim uwagom na temat kontrowersyjnego wyglądu modelek – często niepełnoletnich, ich sposobów na idealną figurę, oderwanych od rzeczywistości wymagań projektantów. Nie ocenia, nie rzuca naiwnych komentarzy pokroju „to skandal i zło, jutro dajemy na okładkę dziewczynę XXXL”. Po prostu dzieli się obserwacjami. Tłumaczy błędne koło napędzane przez domy mody szyjące ze względów estetycznych ubrania w rozmiarze 32, stylistów nie mogących w skutek tego zatrudnić "większej" dziewczyny, a w końcu same modelki obsesyjnie dbające o linie, by w te najlepsze ubrania zwyczajnie się zmieścić. Momentami podchodzi do tematu emocjonalnie, mówi wprost, że ją to boli i czuje się bezsilna...

Bo cała ta książka jest bardzo szczera. Czytając ją, odnoszę wrażenie, jakbym autorkę znała od dawna. Prosty język i dynamika przekazywania informacji przypominają rozmowę. Bardzo ciekawą, wciągającą rozmowę. Lata doświadczeń robią swoje, a mając tak szeroki wachlarz anegdotek można zainteresować niejednego słuchacza. Dlatego polecam lekturę zarówno osobom chcącym poszerzyć horyzonty modowe, jak i tym mającym ochotę zwyczajnie przeczytać coś ciekawego.   

Co tu dużo mówić, jeśli chcielibyście dowiedzieć się, jak to jest wspinać się po szczeblach kariery by stanąć na czele Biblii Mody, jeść lunch w saloniku Karla Lagerfelda albo przechadzać się po pałacu księżnej Danii to po prostu wybierzcie się na spacer do księgarni. Nie pożałujecie! 


„Vogue. Za kulisami świata mody” 
Kirstie Clements 
Wydawnictwo Literackie 

10 komentarzy:

  1. Bardzo lubię te książki :) Ma być ich podobno więcej:)
    http://spelniaj-twoje-marzenia.blogspot.com/ Ps. Ślicznie wyszłaś:)
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie mam tej książki, ale chyba się za nią rozejrzę :)
    Pozdrawiam serdecznie, MÓJ BLOG/ KLIK :))

    OdpowiedzUsuń
  3. O ho ho! tu i tam o niej czytam, chyba kupię. Fajna recenzja, zachęciłaś mnie jeszcze bardziej :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytałam, popieram , jest świetna, nie tylko dla tych co się interesują modą :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciesze sie, ze pokazuje temat z wlasnego punktu widzenia, no i przede wszystkim szczerze. Recencje czytalam z zapartym tchem, na pewno siegne po ksiazke ;) pozdrawiam, zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. We wszystkich postach masz świetne zdjęcia i kolaże! W jakich programach tworzysz kolaże, jeśli wolno spytać? :))

    OdpowiedzUsuń
  7. Ta książka jest na mojej liście "do przeczytania" i coś mi się wydaje, że szybciej trafi w moje ręce, niż się tego spodziewałam!

    OdpowiedzUsuń

10 komentarzy